Afera Rywina

Z RPedia

W 2002 roku wybuchła tak zwana afera Rywina. Dotyczyła propozycji korupcyjnej, którą producent filmowy Lew Rywin złożył Adamowi Michnikowi, redaktorowi naczelnemu Gazety Wyborczej.

Lew Rywin twierdził, że przyszedł w imieniu "grupy trzymającej władzę". Michnik go nagrał i jeszcze tego samego dnia doprowadził do konfrontacji z premierem Leszkiem Millerem, podczas której Rywin wyparł się inspiracji szefa rządu. 28 grudnia 2002 roku "Gazeta Wyborcza" ujawniła tę sprawę, publikując tekst "Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika".

Podłożem afery były prace Sejmu nad ustawą medialną. W jej projekcie znalazł się przepis zabraniający jednoczesnego posiadania ogólnopolskiego dziennika i ogólnopolskiej stacji telewizyjnej. Krzyżowało to zamiary Agory, spółki wydającej "Gazetę Wyborczą", która planowała kupić jeden z programów telewizyjnych. Afera spowodowała powołanie pierwszej w historii polskiego parlamentu sejmowej komisji śledczej.

- Raport o aferze wskazywał grupę trzymającą władzę i wymieniał pięciu ważnych polityków SLD. Odsłonił także wszystkie elementy towarzyskich układów. Towarzystwo, które bawiło się i biesiadowało - Jerzy Urban z Adamem Michnikiem. I Lew Rywin, który powoływał się, że przychodzi jako przedstawiciel grupy trzymającej władzę, żeby dokonać kontraktu medialnego, który domykałby układ. Potęga Agory byłaby wzmocniona telewizją Polsat albo II Programem Telewizji Publicznej. Okazuje się, że między dwoma potężnymi siłami powstaje, na szczęście, konflikt. Wydaje się, że postkomuniści nie dostrzegli tego, że idee Adama Michnika dotyczą chęci absolutnego panowania nad mediami, a nie tylko zgody na to, żeby mieć istotny ich wycinek. Trwa zakulisowa operacja pt. czy nowelizacja ustawy będzie zgodna z intencjami Adama Michnika czy też nie. Dopiero, gdy okazuje, że z tamtej strony odpowiedź jest negatywna, Adam Michnik ujawnia sprawę twierdząc, że przez wiele miesięcy prowadził śledztwo dziennikarskie - tłumaczył Nowacki.[1]

Sprawę przez ponad rok badała sejmowa komisja śledcza, powołana na wniosek PiS. W 2004 roku w raporcie końcowym komisja uznała, że za korupcyjną propozycją Rywina stała "grupa trzymająca władzę". Zaliczono do niej Leszka Millera, Aleksandrę Jakubowską, Lecha Nikolskiego, Roberta Kwiatkowskiego i Włodzimierza Czarzastego.[2]

10 stycznia 2003 roku tzw. afera Rywina stała się przedmiotem prac pierwszej w historii polskiego Sejmu, komisji śledczej, powołanej z inicjatywy PO i PiS. Przewodniczącym został Tomasz Nałęcz z Unii Pracy. Jej zadaniem było wyjaśnienie kulis sprawy i ustalenie, kto stał za Rywinem.

Naczelny "GW" był jednym ze świadków, który zeznawał przed sejmową komisją.

Prof. Antoni Dudek w swojej książce "Historia polityczna Polski 1989-2015" pisze:

"Prace komisji sejmowej ujawniły całą pajęczynę nieformalnych powiązań, istniejących na styku świata polityki i biznesu. Za sprawą analizowanych przez posłów billingów rozmów telefonicznych, wysyłanych wiadomości tekstowych oraz zawartości komputerowych dysków, udało się odtworzyć nie tylko nieprawidłowości w procesie przygotowywania projektu ustawy o radiofonii i telewizji, ale i specyficzną atmosferę panującą w postkomunistycznej elicie władzy".

W trakcie przesłuchań przed komisją opinia publiczna dowiedziała się m.in. o bliskich stosunkach towarzyskich Adama Michnika z Jerzym Urbanem, był rzecznikiem rządu z czasu PRL i naczelnym tygodnika "Nie", ówczesnym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, premierem Leszkiem Millerem. W sumie przed komisją zeznawało 50 osób. Wezwania do stawienia się przed komisją stały się elementem gry politycznej obliczonej na relatywizowanie rzeczywistości i sugerowanie opinii publicznej powiązań z aferą osób nie mających z nią nic wspólnego.

Sam Lew Rywin nie zgodził się na przesłuchanie przez członków komisji, wygłosił przed nimi tylko oświadczenie. Przeczytał m.in.: "Adam Michnik, ten sam, który poprzednio proponował mi posadę szefa Polsatu, w czasie licznych biesiad towarzyskich głosił, iż zmusi mnie do emigracji. Nie wierzyłem, iż "Gazeta Wyborcza" posunie się do takiej podłości, aby opublikować zmanipulowaną wersję prywatnej rozmowy, podstępnie nagranej. (...) Padłem ofiarą wyrafinowanej intrygi Wandy Rapaczyński [była prezes zarządu Agora SA - przyp. red.] i Agory (...). Konkludując, oświadczam, że nie poczuwam się do winy i w całości odrzucam zarzuty stawiane mi w tej sprawie. Oświadczam również, że to nie ja poszedłem do Agory z jakąkolwiek propozycją lobbingową. To Wanda Rapaczyński nalegała, abym włączył się w jej grę prowadzoną wokół ustawy radiowo-telewizyjnej".

Po zakończeniu prac komisji sprawą zajęła się prokuratura. Rywin, Jakubowska i trzej pracownicy resortu kultury stanęli przed sądem, który skazał Rywina na dwa lata więzienia i 100 tys. zł grzywny "za pomoc w płatnej protekcji".Po aferze Lew Rywin został skazany na dwa lata więzienia za pomoc w płatnej protekcji. Wyrok odsiedział po tym, jak okazało się, że - by uniknąć więzienia - dostarczał fałszywe zaświadczenia o złym stanie zdrowia. Po wyjściu na wolność zaszył się w willi na Mazurach.

Poza Rywinem najbardziej chyba poobijaną przez aferę osobą jest Aleksandra Jakubowska. Ówczesna wiceminister kultury, lwica lewicy, została skazana za nielegalne zmiany w ustawie medialnej, dokładniej za wykreślenie z tekstu dokumentu słynnych słów "lub czasopisma". Wyrok: osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. A był to dopiero początek jej kłopotów. Później usłyszała również wyrok za korupcję przy ubezpieczaniu elektrowni Opole.[3]

Dziesięciu posłom z sejmowej komisji nie udało się ustalić m.in. dlaczego "GW" tak długo zwlekała ze swoją publikacją i na czym polegało śledztwo dziennikarskie, na które powoływał się Adam Michnik.  [4]

28.12.2007 r. Śledztwo poszukujące "grupy trzymającej władzę" zostanie umorzone. Prokuratura - jeszcze za SLD - nie dostrzegała tego, co widziała komisja śledcza. Zarzucała Rywinowi tylko płatną protekcję i tego - zaskarżając wyrok sądu apelacyjnego - się trzymała. Odcinała Rywina od GTW. Umorzyła też początkowo osobne śledztwo dotyczące sfałszowania projektu ustawy medialnej przez Aleksandrę Jakubowską i troje prawników z KRRiT oraz z Ministerstwa Kultury. Tej samej ustawy, w sprawie której do Michnika przyszedł Rywin. Ten wątek 20 grudnia 2007 r. warszawski sąd okręgowy zakończył wyrokiem. Jakubowska i dwoje urzędników zostało uniewinnionych. Ale Janina S. legislatorka z KRRiT oskarżona o wycięcie z projektu ustawy słów "lub czasopisma" - skazana. I znów usłyszeliśmy, że nie działała sama. "Nie ona była pomysłodawcą i zleceniodawcą tego zdarzenia" - mówił sędzia Ireneusz Szulewicz. I dodał, że jest poszlaka wskazująca na ówczesnego sekretarza KRRiT Włodzimierza Czarzastego. Ta sprawa będzie miała jeszcze drugą instancję, bo prokurator generalny zapowiedział apelację od uniewinnienia Jakubowskiej. Osobne śledztwo, które miało ustalić, kto wysłał Rywina, czyli kto należał do GTW, ciągnęło się latami. Był moment, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zaproponował Rywinowi, by powiedział, kto go posłał, a w nagrodę minister poprze jego starania o ułaskawienie. Rywin z oferty nie skorzystał. Z orzeczonej kary dwóch lata więzienia odsiedział 14 miesięcy bez jednego tygodnia - czytamy w "Gazecie Wyborczej". [5]

Prezentujemy pełny zapis rozmowy między Lwem Rywinem a Adamem Michnikiem, która odbyła się 22 lipca ubiegłego roku w gabinecie redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej". Fragmenty tej rozmowy "GW" opublikowała 27 grudnia 2002. Nagranie całego spotkania w gabinecie Adama Michnika "GW" udostępniła na swoim portalu internetowym. Spisaliśmy jego treść.[6]

Przypisy[edytuj | edytuj kod]