Afera Rywina

Z RPedia
Wersja z dnia 18:04, 18 lut 2024 autorstwa Maryla (dyskusja | edycje) (uzupełnienie)

W 2002 roku wybuchła tak zwana afera Rywina. Dotyczyła propozycji korupcyjnej, którą producent filmowy Lew Rywin (na zdjęciu) złożył Adamowi Michnikowi, redaktorowi naczelnemu Gazety Wyborczej.

Lew Rywin twierdził, że przyszedł w imieniu "grupy trzymającej władzę". Michnik go nagrał i jeszcze tego samego dnia doprowadził do konfrontacji z premierem Leszkiem Millerem, podczas której Rywin wyparł się inspiracji szefa rządu. 28 grudnia 2002 roku "Gazeta Wyborcza" ujawniła tę sprawę, publikując tekst "Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika".

Sprawę przez ponad rok badała sejmowa komisja śledcza, powołana na wniosek PiS. W 2004 roku w raporcie końcowym komisja uznała, że za korupcyjną propozycją Rywina stała "grupa trzymająca władzę". Zaliczono do niej Leszka Millera, Aleksandrę Jakubowską, Lecha Nikolskiego, Roberta Kwiatkowskiego i Włodzimierza Czarzastego.[1]

10 stycznia 2003 roku tzw. afera Rywina stała się przedmiotem prac pierwszej w historii polskiego Sejmu, komisji śledczej, powołanej z inicjatywy PO i PiS. Przewodniczącym został Tomasz Nałęcz z Unii Pracy. Jej zadaniem było wyjaśnienie kulis sprawy i ustalenie, kto stał za Rywinem.

Naczelny "GW" był jednym ze świadków, który zeznawał przed sejmową komisją.

Prof. Antoni Dudek w swojej książce "Historia polityczna Polski 1989-2015" pisze:

"Prace komisji sejmowej ujawniły całą pajęczynę nieformalnych powiązań, istniejących na styku świata polityki i biznesu. Za sprawą analizowanych przez posłów billingów rozmów telefonicznych, wysyłanych wiadomości tekstowych oraz zawartości komputerowych dysków, udało się odtworzyć nie tylko nieprawidłowości w procesie przygotowywania projektu ustawy o radiofonii i telewizji, ale i specyficzną atmosferę panującą w postkomunistycznej elicie władzy".

W trakcie przesłuchań przed komisją opinia publiczna dowiedziała się m.in. o bliskich stosunkach towarzyskich Adama Michnika z Jerzym Urbanem, był rzecznikiem rządu z czasu PRL i naczelnym tygodnika "Nie", ówczesnym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, premierem Leszkiem Millerem. W sumie przed komisją zeznawało 50 osób. Wezwania do stawienia się przed komisją stały się elementem gry politycznej obliczonej na relatywizowanie rzeczywistości i sugerowanie opinii publicznej powiązań z aferą osób nie mających z nią nic wspólnego.

Sam Lew Rywin nie zgodził się na przesłuchanie przez członków komisji, wygłosił przed nimi tylko oświadczenie. Przeczytał m.in.: "Adam Michnik, ten sam, który poprzednio proponował mi posadę szefa Polsatu, w czasie licznych biesiad towarzyskich głosił, iż zmusi mnie do emigracji. Nie wierzyłem, iż "Gazeta Wyborcza" posunie się do takiej podłości, aby opublikować zmanipulowaną wersję prywatnej rozmowy, podstępnie nagranej. (...) Padłem ofiarą wyrafinowanej intrygi Wandy Rapaczyński [była prezes zarządu Agora SA - przyp. red.] i Agory (...). Konkludując, oświadczam, że nie poczuwam się do winy i w całości odrzucam zarzuty stawiane mi w tej sprawie. Oświadczam również, że to nie ja poszedłem do Agory z jakąkolwiek propozycją lobbingową. To Wanda Rapaczyński nalegała, abym włączył się w jej grę prowadzoną wokół ustawy radiowo-telewizyjnej".

Po zakończeniu prac komisji sprawą zajęła się prokuratura. Rywin, Jakubowska i trzej pracownicy resortu kultury stanęli przed sądem, który skazał Rywina na dwa lata więzienia i 100 tys. zł grzywny "za pomoc w płatnej protekcji".

Dziesięciu posłom z sejmowej komisji nie udało się ustalić m.in. dlaczego "GW" tak długo zwlekała ze swoją publikacją i na czym polegało śledztwo dziennikarskie, na które powoływał się Adam Michnik.  [2]

Przypisy