Afera hazardowa

Z RPedia
Wersja z dnia 21:01, 25 sty 2024 autorstwa Maryla (dyskusja | edycje) (uzupełnienie)

11 września 2009 roku do Kancelarii Premiera wpływa pismo od Mariusza Kamińskiego opatrzone adnotacją o szczególnym znaczeniu. Szef CBA informuje premiera, że nastąpił przeciek, który uniemożliwia prowadzenie operacji „Black Jack”. Z przytoczonych przez Mariusza Kamińskiego i niekwestionowanych przez nikogo faktów wynika, że Chlebowski i Drzewiecki działali nie tylko w uzgodnieniu, ale wielokrotnie wręcz na zamówienie Sobiesiaka. Np. Rosół w Ministerstwie Finansów załatwia zgodę na prowadzoną bezprawnie przez Sobiesiaka budowę wyciągu narciarskiego i podjęte przy okazji działania (m.in. wyrąb lasu).

Czołowi politycy Platformy, szef klubu PO Zbigniew Chlebowski i minister sportu Mirosław Drzewiecki, mieli lobbować w interesie firm hazardowych - informuje , 1 października 2009 r. "Rzeczpospolita", pisząc o tzw. aferze hazardowej, w której Skarb Państwa mógł stracić blisko pół mld zł. Gazeta dotarła do zapisów nagrań rozmów bohaterów afery. Wymiana zdań z końca sierpnia pokazuje, że w tej sprawie mogło dojść do przecieku. 20 lipca 2008 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia telefonicznie ze Zbigniewem Chlebowskim. " Powiem ci tak między nami: ani Grześ, ani Miro, znaczy się ja sam prowadzę rozmowy [niezrozumiale] . Oni dzwonią do mnie, że pełne wsparcie i wszystko...". 31 sierpnia 2009 r. Sobiesiak rozmawia z Józefem Forgaczem, dolnośląskim onkologiem, bliskim współpracownikiem Sobiesiaka i znajomym Chlebowskiego. J.F.: Rysiu, dzwonił nasz kolega (Chlebowski – red.) i prosił, bym ci przekazał... prosił o dyskrecję i żebym przekazał ci, że to spotkanie o 15. z Marcinem w Marcinkowicach (chodzi o Marcinowice – red.) na CPN.Następnie agenci CBA śledzący Sobiesiaka zaobserwowali jego spotkanie z Chlebowskim na cmentarzu w pobliżu stacji benzynowej w Marcinowicach.[1] 3 kwietnia 2009 r. w całym kraju przeprowadzono akcję CBŚ wymierzoną w nielegalne gry hazardowe. Automaty, które umożliwiają wyższe wygrane, mogą być wykorzystywane tylko w kasynach. Inne jest także opodatkowanie takich maszyn.Funkcjonariusze sprawdzali , czy hazardowy biznes nie miał związku z przestępczością zorganizowaną, a automaty nie służyły praniu brudnych pieniędzy.19 listopada 2009 r. CBŚ i Urząd Kontroli Skarbowej sprawdzają w całym kraju firmy, do których należą punkty z automatami do gier o niskich wygranych. Jeszcze dzisiaj w Sejmie ma odbyć się głosowanie nad rządowym projektem nowej ustawy hazardowej, który przewiduje m.in. zakaz urządzania wideoloterii i gier na automatach do hazardu poza kasynami. Zgodnie z nim nie będą wydawane nowe zezwolenia na prowadzenie salonów gier z automatami i punktów z automatami o niskich wygranych. Instytucje te będą mogły działać do wygaśnięcia obowiązujących już pozwoleń.[2]

Przeciek

Pięć dni po rozmowie premiera z Drzewieckim, wieczorem 24 sierpnia 2009 r., Rosół spotyka się z Sobiesiakówną w restauracji Pędzący Królik, aby skłonić ją do wycofania kandydatury. Następnego dnia rano Sobiesiakówna spotyka się z ojcem, informując go o sprawie. Od tego momentu Sobiesiak wie już o operacji CBA, o czym powiadamia swojego wspólnika Jana Koska.26 sierpnia dochodzi do spotkania premiera z Chlebowskim. Następnego dnia Chlebowski tłumaczy wiceministrowi finansów Jackowi Kapicy, że nie miał nic wspólnego z lobbowaniem w sprawie ustawy hazardowej. Wyraża zdziwienie „dziwnym zamieszaniem” wokół ustawy. Innymi słowy: wie już o sprawie i śledztwie CBA, a w każdym razie domyśla się. To zresztą powoduje, że rezygnuje z dotychczasowej formy kontaktów z Sobiesiakiem i umawia się z nim poprzez pośrednika, aby spotkać się na stacji benzynowej, a rozmowę odbyć na cmentarzu.Tak więc bezpośrednio po rozmowie z premierem Chlebowski oraz asystent Drzewieckiego podejmują środki ostrożności. Czy jesteśmy w stanie uwierzyć, że to wyłącznie zbieg okoliczności? W obu rozmowach brał udział Grzegorz Schetyna, sam jakoś w sprawę uwikłany, co nie znaczy, że winny. Z oczywistych względów nie powinien o śledztwie wiedzieć, zresztą premier deklaruje pod przysięgą, że go o tym, tak jak i innych zainteresowanych, nie informował. Co więc robił na tych spotkaniach Schetyna? Tego premier, który podobno, zgodnie z opinią mediów, wszystko potrafił wyjaśnić, wytłumaczyć nie potrafił. Tłumaczył, że Schetyna po prostu brał udział w większości jego spotkań.[3]

Odwołanie szefa CBA

10 października 2009 r. "Rzeczpospolita" napisała,że na giełdzie nazwisk na nowego szefa CBA pojawiają się i inne osoby. M.in. obecny sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki, były szef Agencji Wywiadu Andrzej Ananicz, a nawet poseł Paweł Graś. Cichocki byłby pewniakiem, gdyby nie fakt, że przy okazji afery hazardowej bardzo ostro zaangażował się w spór z Mariuszem Kamińskim. To utrudniałoby mu sprawowanie tej funkcji.[4] 13 października 2009 r. w wyniku ujawnienia afery hazardowej Donald Tusk wręczył dymisję Mariuszowi Kamińskiemu. Obowiązki Kamińskiego przejął dotychczasowy dyrektor CBŚ Paweł Wojtunik.[5] Szef CBA wytropił aferę. Premier przyznaje, że afera była, i... odwołuje szefa CBA. W dalszej konsekwencji niszczy całą instytucję, gdyż nieformalne podporządkowanie jej CBŚ pozbawia ją racji bytu. Współpracownicy Kamińskiego są szykanowani.Utrącenie z winy premiera istotnego śledztwa, które odsłania skandaliczne, jeśli nie kryminalne, powiązania liderów partii rządzącej, winno prowadzić do posadzenia go na politycznej ławie oskarżonych. A to przecież niejedyna wina premiera. Usunięcie Kamińskiego to sygnał dla służb, aby nie ruszać ważnych polityków, a próby uzasadnienia tego i śledztwo przeciw niemu mają charakter niszczenia niewygodnego urzędnika za pomocą aparatu sprawiedliwości działającego w tym wypadku wspólnie z rządem. To łamanie elementarnych norm państwa prawa.[6]

Afera hazardowa. Instrukcja obsługi

08.02.2010 r. Bronisław Wildstein napisał na łamach "Rzeczpospolitej":Mariusz Kamiński miał rację, że afera hazardowa jest testem dla premiera. Ale nie tylko dla niego. Również dla całego państwa. Na razie nie zdaje go ono najlepiej. () Donald Tusk twierdzi, że nie czytał pisma, w co trudno uwierzyć, biorąc pod uwagę, że wcześniej, po informacji o sprawie, zorganizował co najmniej dwa związane z nią spotkania. Zresztą jako inteligentny polityk musiał zdawać sobie sprawę z jej rangi. W każdym razie 16 września Kamińskiemu udaje się wreszcie z nim spotkać. Od tego czasu premier nie może twierdzić, że nie wie o ujawnieniu sprawy. I co robi wobec uwikłanych w nią polityków, którzy pełnią wysokie funkcje w państwie?Premier zgodził się publicznie, że minister Mirosław Drzewiecki i prezes sejmowego Klubu PO Zbigniew Chlebowski złamali standardy polityczne i, być może, prawo. Uznał, że afera była faktem i to oni są za nią odpowiedzialni. Z tego zdawał sobie sprawę już w sierpniu. Od 16 września na pewno – a prawdopodobnie wcześniej – wiedział, że ma wolną rękę w działaniach wobec nich. Nie zrobił nic.1 października „Rzeczpospolita” ujawnia sprawę. Premier nadal nic nie robi. Każe obu politykom tłumaczyć się przed opinią publiczną i ogłasza, że od tego zależy, jak wobec nich postąpi. Mówi więc, że ważny jest wizerunek, a nie standardy etyczno-polityczne. Trudno nie uznać tego za kompromitację.Trzymając się więc słów Donalda Tuska, przemeblowanie jego gabinetu 7 października uznać musimy za efekt marketingowej porażki.[7]